czwartek, 24 maja 2012

Pierwszy płacz.

Hej.
Od początku roku szkolnego ni8e płakałam z powodu nauki. W środę wieczorem błagałam rodziców żeby odpuścili mi pójście do szkoły w czwartek , bo i tak lekcje są mało ważne , a ja w piątek mam dużo do zaliczenia. Nie zgodzili się. Wiedzieli m, że jak wrócę o 16 to będę miała kupę rzeczy do nauki. Jednak nie mogli mi oszczędzić - powiedzieli żebym się zbierała , bo jedziemy na zakupy. zaczęłam się drzeć i płakać , mówić, że są "zajebiści" , że dziękuję , że mi to robią - na złość. WSZYSTKO NA ZŁOŚĆ ! Poszłam się uczyć . Jeszcze mnie namawiali jakby nie wiem co chcieli tym osiągnąć -.- Przez 5 godzin nic się nie nauczyłam. Jedynie zapiałam to co miałam się uczyć na kartce. Przejrzałam kartki i stwierdziłam , że pora na plastykę. Rozpłakałam się , chodziłam po domu , bujałam się na nogach - coś dziwnego !!! Jakby nie ja. Chore....
"Cała złość wypływa razem z krwią". Gówno nie prawda. Nic nie wypływa. Miałam to kiedyś na biolce nie ma tam żadnego smutku. Jest coś pojebanego. Pani zapowiedziała całoroczny - bania.
Cała zapłakana zeszłam do mamy i powiedziałam czy mogę nie iść na plastykę - nie umiem się tego uczyć , a jutro poprawa. Powiedziała żebym nie poprawiała jakby jej nie zależało na moich ocenach. Oświadczyłam  że jutrom nigdzie nie idę. Zostaje w domu. I tak zrobię. Na pewno na plastykę nie pójdę , a co do reszty to się zastanowię , bo potem banie dostane , że nie zaliczyłam. Brrr.... Nienawidzę tej presji pod koniec roku.
Zamknęłam się w pokoju i do 8 nie wyjdę. Chyba ,że mnie siła wyciągną jakoś .... Jestem już bezsilna. To dziwne.

Papa :*

1 komentarz: